Zdrada w związku, czyli kochaj i sprawdzaj
Autor: Detektyw Wioleta Soból, publikacja: 2022-01-12
Jest wiele kobiet, które zgłaszają się do naszej agencji, szukając potwierdzenia zdrady małżeńskiej. Zdrada taka potrafi nieodwracalnie zniszczyć zaufanie między partnerami i zakończyć związek. Często jednak zostaje wybaczona, ze strachu przed samotnością, zniszczeniem rodziny albo z innych jeszcze powodów.
Poznanie historii klienta
Kiedy zgłosiła się do nas Julia K., nie mogłam uwierzyć, że ktoś może ją zdradzać. Wyjątkowo atrakcyjna, inteligentna, kobieta sukcesu przed czterdziestką.
Wszystko zaczęło się od przypadkowego mandatu za nocną jazdę. Julia K. – żona Tomasza K. – była wtedy z wizytą u swoich rodziców w odległym od Łodzi o 260 km Krakowie.
Mandat z fotoradaru nie byłby niczym dziwnym, gdyby nie to, że mąż dostał go o trzeciej w nocy. Gdzie mężczyzna spieszył się ciemną nocą? Albo skąd wracał akurat pod nieobecność swojej żony? Julia zapytała o to Tomasza i dostała odpowiedź, że czuł się wtedy wyjątkowo źle, nie mógł spać, potrzebował adrenaliny i pojechał na przejażdżkę, która zakończyła się mandatem.
Na co dzień zachowywał się bardzo czule, nawet czulej niż zwykle. Jednak Julia nosiła w sobie niepokój. Zwierzyła się z podejrzeń przyjaciółce, która doradziła jej: kochaj i sprawdzaj.
Z opowiadań kobiety wynikało, że Tomasz zaczął o siebie bardziej dbać i przestrzegał diety, ponadto zamykał się w łazience z telefonem i wszędzie go ze sobą nosił. Wcześniej tego nie robił.
Pomyślała, że przejrzy jego telefon, ale mąż bardzo go pilnował. Po kilku dniach udało jej się wreszcie telefon przechwycić, kiedy mężczyzna wyszedł z psem i zostawił urządzenie przy biurku. Nie znalazła jednak nic… prócz zdjęcia dziewczyny. Stała na plaży, obok niej bawiło się małe dziecko. Zwyczajna blondynka. Kiedy kilka dni później ponownie próbowała zajrzeć do telefonu, okazało się, że mąż zablokował go hasłem.
Chciała zapytać go, dlaczego założył hasło, ale nie zrobiła tego. Atmosfera podejrzliwości zaczęła w niej narastać.
Przyjęcie zgłoszenia od klienta
Poprosiła nas, abyśmy sprawdzili, czy jej podejrzenia względem ukochanego są słuszne, czy to tylko jej nieuzasadniona podejrzliwość. Zawsze wracał po pracy do domu, we wtorki i czwartki chodził na siłownię.
Przyjęliśmy kolejne zlecenie.
Rozpoczęcie obserwacji
Zaczęliśmy obserwację „figuranta”. Umieściliśmy „kreta” w miejscu pracy, aby sprawdzić, czy kobieta ze zdjęcia nie jest przypadkiem klientką firmy, w której pracuje lub koleżanka z pracy, bo przecież zawsze punktualnie po pracy wracał do domu.
Na wtorkową „męską” siłownię wysłałam detektywa. Zawsze przy tego typu sprawach pracujemy zespołowo. „Figurant” wszedł pewnym krokiem na teren siłowni, okazał w recepcji kartę stałego klienta i udał się do szatni. Idąc do niej, wszedł do toalety.
Czekaliśmy na niego godzinę. Rozpłynął się… To był dla nas sygnał, że jednak nie są to tylko zajęcia na siłowni. Na jego czwartkowy wypad byliśmy już przygotowani. Przy każdym wyjściu, także tym ewakuacyjnym czuwał detektyw, a za „figurantem” podążało dwóch.
W czwartek sytuacja się powtórzyła, lecz tym razem do toalety wszedł za nim nasz człowiek. Toaleta miała dwa wyjścia, jedno z nich było wyjściem do recepcji hotelowej.
Podszedł do recepcji i wziął klucz do pokoju 117. Przeszedł długim korytarzem, który prowadził wzdłuż basenu do windy i wjechał nią na 2. piętro. Przy windzie czekała już na niego młoda blondynka.
Miała może z 22 lata. Rzuciła się mu na szyję i namiętnie pocałowała. Speszony „figurant” pospiesznie objął dziewczynę i udali się do pokoju. Po kwadransie odgłosy przenikające drzwi hotelowego pokoju dały pewność.
Zapukaliśmy, podając się za obsługę hotelu, oboje byli w szlafrokach. Mieliśmy w pełni udokumentowaną zdradę. Tego wieczora zadzwoniłam do klientki – nie miałem dla niej dobrej wiadomości.